czwartek, 31 lipca 2014

30.07 - środa
Wstaliśmy skoro świt zjedliśmy szybkie śniadanie,  i jak zawsze z dobrymi humorami wyruszyliśmy w dalszą drogę, w poszukiwniu finlandzkich szutrów, uprzednio żegnając się z właścicielem pola campingowego i wręczając mu  drobny upominek klubowy oraz prezent od naszego partnera Mercedes Benz Sosnowiec.

Przemiły Finlandczyk okazał się być strasznie całuśnym starszym panem he he, żegnając się  damską częścią naszej wyprawy posyłał na buziaczki i figlarnie mrugał oczkiem :)))
No nic, czas w drogę.
Przed nami droga do Dziadka wszystkich dziadków, ukochanego św. Mikołaja :)
Po około 80 km ukazał nam się tak bardzo wyczekiwany widok Santa Park.
Więc do środka kochani !
Wchodząc, wcale nie było tak miło, przywitały nas odgłosy wyjących wilków i chłodnego powietrza, tak na pierwsze odczucie mozna było się bać. Ale za to w środku? Baaaajkaaaaa :))
Cieszyliśmy się jak dzieci, wszystko było dla nas można powiedzieć "dziewicze" jeżeli chcecie  zabrać swoje dzieci, małe czy duże po prostu to zróbcie, nieważne ile km pojedziecie na prawdę warto!


Przed wejściem do krainy Królowej lodu ;)

W środku:

no i dalej do Mikusia ;) w końcu wspólne zdjęcie.
Po zwiedzenie Santa Parku, udaliśmy sie na Arctic Circle w celu przekroczenia koła podbiegunowego

Oczywiście nie zapomnieliśmy o zaznaczeniu, że tu byliśmy:

Po całym dniu zwiedzania  wyruszyliśmy dalej w kierunku Kuusamo i szkoły jazdy Kankonena a po drodze znaleźliśmy nocleg "na betonie";).


cdn.










środa, 30 lipca 2014

29.07.14
wtorek

Przespana noc w super warunkach na campingu w ciekawej miejscówce ;)




Mielismy dzisiaj jechać dalej, ale tak nam się tutaj spodobało,że zostajemy na jeszcze jedną noc.
Forest poszedł do właściciela tego pola i "zagulgotali" wspolnie, że zostajemy wykładając mu kasiure na stół
i językiem najbardziej znanym w świecie - migowym - oznajmił, pokazując zegar i przeciągając palcem od 12 do 12tej,
że zostajemy ;)Świetnie się zrozumieli i pożegnali się przyjaznym "gulgotem.
chłopaki pojechali znowu  coś złowić, może sie w końcu uda,no niby się udało ale złowili 4 male okonie i niestety musieli je wypuścic do wody,


 ale zamiast rybek, polatali sobie bokiami na szutrach sprawdzajac stan swojego zawieszenia
i przywieźli uda z kurczaka i kiełbaske :D
Oczywiście nie mogło zabraknąć ziemniaków(kartofli) bo od jakiegos czasu a dokładnie od Norwegii,towarzyszą nam w każdym mieście pod różną postacią, a to sałatka a to pieczone na grillu, no toż to prawie jak dieta kartoflana :D Miejsce w którym się aktualnie znajdujemy jest niesamowite, zaplaciliśmy grosze, a możemy korzystać z wszystkiego do woli tzn. grill, lotki, trampolina, hustawki, ławeczki, trawka, na której można sie położyc, no raj na ziemii, z czystym sumienie możemy polecić to miejse w MAIJANEN tj jakies 80km na połnoc od Raviniemi.











Jako, że pogodę mamy nieco "polarną" jak dla nas to siedzimy w domkach podsumowując ilość przejechanych kilometrów.
W dniu dzisiejszym mamy 5050km wg licznika Kundello .
Z awarii:
-jedna strzelona opona w Arturowej beczce
-jedno mocowanie wydechu w czerwonej beczce Michała
-jedna spalona żarowka w żółtym Howserowym kombi
Takie straty, to nie straty ;)
Beczki górą! Póki co ;)
Do domu mamy jakies 2,5 tys km
Narazie czas spać :P Rano trzeba wcześnie wstać i dalej w drogę.
28.07 Poniedziałek - kto wymyślił taki dzień

Pobudka była ciężka, ale musimy dziś narobić kilometrów. Więc ruszamy do Finlandii, ale należy jeszcze krótko podsumować pobyt w Norwegii. Jeśli chodzi o paliwo, tak jak przypuszczaliśmy jest drogie, lecz nie aż takie jak się spodziewaliśmy. Litr paliwa kosztował około 15-16 koron, czyli na nasze 7,50 zł. Paliwo było jedną z tańszych rzeczy, na które moglibyśmy sobie pozwolić. Inne produkt są relatywnie drogie, tak na przykład oryginalna Coca-Cola 1,5 l kosztowała 25 koron, czyli około 12 zł. Żywiliśmy się kartofelsalatem, czyli sałatką ziemniaczaną i chlebem, czasami jakiś kartofelek z ogniska się w naszych żołądkach znalazł - dieta ziemniaczana jednym słowem. Ową sałatkę kupiliśmy wielokrotnie i  jedliśmy kilka dni, nawet Norwegowie na Nordkappie spożywali ową pyszność.

Opuszczamy więc Norwegię, która na pożegnanie urzekła nas mgła wyłaniająca się za gór.

Granica z Finlandią jest umowna, widnieje jedynie znak. Jednak kilka kilometrów dalej napotyka się szlaban z niewielką budką - to ma być przejście graniczne - myślimy sobie. Załoga 1 w Kundello i druga - Artur i Sandra przejeżdżają bez problemów, machając i uśmiechając się do celników. Jedynie Załoga nr 3 M+D+A zostaje zatrzymana. Starszy celnik ogląda, czy tablice rejestracyjne z przodu i tyłu się zgadzają, i pyta nas, w jakim celu, skąd i dokąd jedziemy?? Też się do niego uśmiechaliśmy, ale zatrzymać nas zatrzymał. Pocieszenie takie, że nie na długo.
Grzecznie odpowiadamy i jedziemy dalej. Finlandia wita nas ładną pogodą i stadami reniferów :) Wrażenie, że renifer nas goni - bezcenne.



Nasz cel na dziś: rozbić namioty przed Rovaniemi. Pogoda drastycznie się zmienia i zaczyna padać jak z cebra, dlatego rozglądamy się raczej za domkami czy kempingiem. Jeśli chodzi o darmowe domki w Finlandii, nie napotkaliśmy się na naszej drodze na żaden.

Mieliśmy szczęście i 60 km od Rovaniemi  w miejscowości Maijanen zjeżdżamy z trasy, wjeżdżając na kemping. W czasie poszukiwania za noclegiem, przydarzyła nam się mała pana, ale o tym później.  Znaleźliśmy znakomite miejsce. Nocleg za jedną osobę wynosi 10 Euro, a mieszkaliśmy w drewnianych domkach letniskowych.


Po małym odpoczynku, robimy ucztę. Prezes gotuję wyprawowe spaghetti a`lla Howser. On przy garach, Bożenka, Sandra i Dorota kroimy składki: cebulkę, paprykę, czosnek, pomidory - żadnych konserwantów, sama natura,  w na dodatek warzywa pochodząc z całego świata. Danie podane do stołu, lecz mało. Arturek wiecznie głodny i wymaga dokładki. Okazało się, że dokładka była większa i inni też korzystali. Najedzenie idziemy nyny.



Jakimś cudem Mody znalazł się w naszym domku, pompuje materac i idzie spać, a Forest sam spędza noc w swoim pokoju.  Nasza piątka po drobnych rozmowach idzie spać.

27.07 Niedziela dniem świętym, nie dla nas. Pierwszy tydzień za nami

Po krótkiej nocy i obfitym śniadaniu ruszamy dalej w stronę Alty i granicy finlandzkiej. Na naszej trasie oprócz pięknych krajobrazów napotykamy na stada reniferów, łosi i  owiec. Nawet jeden renifer chciał nas chyba wcześnie rano obudzić swoim dzwoneczkiem, zawieszonym wokół szyi, ponieważ słyszano go niedaleko naszych namiotów.

Krajobraz północnej Norwegii jest niesamowity. Droga, którą pędzimy naszymi Beczuniami, prowadzi nas przy samych fiordach, w oddali wyłaniają się  masywne skały górskie i lodowca, jeszcze częściowo pokrytego śniegiem. Wiem, wiem, zdjęcie nie oddają tego, co rzeczywiste, ale i tak Wam pokażemy. A co :P




I tak sobie jedziemy i jedziemy, aż tu nagle widzimy światła stopu Beczki załogi nr 1 i jej prawy kierunkowskaz, zjeżdżamy z trasy by się troszkę orzeźwić. Co robimy, wskakujemy do Morza Norweskiego, aby się ochłodzić.



Po krótkiej przerwie zmierzamy dalej. Nieopodal granicy z Finlandią znów postój, tym razem na dłużej - na noc. W tym dniu chcieliśmy przekroczyć granicę norwesko-finlandzką, jednakże po drodze odkryliśmy całkiem przyzwoite miejsce, by rozbić nasze namioty. I tak wokół pasm górskich biwakujemy na świeżym powietrzu. Noc jest długa, a nas w ogóle nie dopada zmęczenie. Mężczyźni wyruszają na polowanie, a kobiety zabierają się za pranie w strumieniu. I tak w świetle niezachodzącego słońca i dźwięku strumienia, przy którym nasza część męska stoi i debatuje o życiu i samochodach, a my dziewczyny wnosimy toast za naszego kolegę Harrego i  finalizujemy jego prezent, kończy się dzisiejsza opowieść :)






26.07 - sobota
Wydawałoby sie ,że pójdziemy spać, ale trzeba jeszcze namioty rozbić.


Chłopaki walczą z mocnym wiatrem stawiając je, ale ciężko żeby ustały bez dodatkowych zabezpieczeń
więc wkładają dodatkowych "wspołlokatorów" do namiotu o imieniu "duży kamień".
Niestety nie dało się wbić śledzi do kamienistego podłoża, i trzeba było sobie jakoś radzić ;)

Po morderczych sytuacjach, chcieliśmy sie rozgrzać co nie co ,ale w takich warunkach nie każdy miał na to siły i ochotę,
więc niektórzy poszli spac, a reszta konsumowala zapasy z bezcłowego :D
Wydawało by się w koncu sen.. błogi sen... a tu jak zaczeło szarpać namiotami, myśleliśmy,że odfruniemy razem z nimi.
Andrzej od samego początku wybrał sen w samochodzie, po jakimś czasie Howser i Howserowa również poszli spać do samochodu,
reszta twardzieli jak Artur i Sandra,Michał i Dorota oraz nasz Robinson Cruzoe Rafał zostali w namiotach.
Trzeba nam przyznać, że i tak z nas są twardziele, bo na parkingu stały same wozy campingowe  i 3 nasze namioty, plus jeden który nadjechał nad ranem.


Pospali, wstali i po ogarnieiu całości idziemy zrobić grupowe zdjęcie z banerami i otworzyć prezent od HARINGTONA, ktory dał nam przed wyjzdem i zastrzegł, że możemy go otworzyc dopiero na Nordkapp.
No własnie otworzyliśmy!! Wow!!!! No Harryyy!! Przyjacielu, aleś nas zaskoczył!








TEGO NAM BRAKOWAŁO! jest WÓdeczka jest zagrycha, wypijemy Twoje zdrowie PRZYJACIELU WSZYSCY ! DZIĘKUJEMY!!!!!!

Po kolejnych sweet fociach dla potomnych,



nadszedł czas na powrót, tak, tak NORDKAPP zdobyty więc byeee:)))
A w drodze co?Znowu reniferki :D kiedy zobaczyliśmy je po raz pierwszy było wielkie WOW ijeeee, ale fajne! a teraz to już normalka hehe;)
Jestesmy 200km od Nordkappu i robimy postój na małe co nieco ;)

Ujechaliśmy jakieś 15 kilometrow od miejsca gdzie jedliśmy i wpadliśmy na pomysł, żeby sie w końcu wykąpać :)
Na nasze szczęście zobaczyliśmy camping i budkę z prysznicami juuupiii!!!


No w końcu dwa dni bez porządnej kąpieli, tylko jakieś tam obmywanie, taaak wiem zaraz powiecie przecież da się bez tego żyć
:P No w sumie może i tak, ale jesteśmy już tak przyzwyczajeni do wygody bycia czystym, że co tu dużo mówić..:D nawet komary nie chciały nas kąsać :D
Zapłaciliśmy za bycie czystym jedne 50 koron norweskich za 8 osób ;) No piknie :))
PROMOCJA od chłopaka ze stacji, bo tak naprawde tyle kosztuje od osoby ;)
My jako podziękowanie daliśmy mu kubek z Mercedes Benz Sosnowiec, naklejki wyprawowe i naklejke MBSCP, oraz nasz klubowy kalendarz , z których bardzo się ucieszył.
Pojechaliśmy dalej w poszukiwaniu miejsca do spania, nagle naszym oczom ukazał się piękny widok rwącej rzeki, gdzie rozbiliśmy swoje namioty i w końcu usiedliśmy wygodnie i zjedliśmy co nie co zapijajac lekkimi trunkami z %, wznosząc toast za wszystkich naszych Przyjaciół,Sponsorów i Partnerów.






Foreścik nasz "żywiciel" chciał międzyczasie złowić dla nas tak bardzo upragniona rybkę,
no i wszystko byłoby fajnie gdyby nie fakt, że tam można było łowić tylko na muszkę, a Forest łowił na spining i niczego nieświadomi cieszyliśmy się, że w koncu zjemy.
Oczom Foresta ukazał się człowiek w mundurze, ktorego my wcześniej nie widzieliśmy bo siedzieliśmy troszkę za daleko, za jakiś czas przychodzi Forest i mówi nam, że był u niego koleś z patrolu i będzie musiał zapłacić 5000 koron norweskich i zabrał mu wędkę :(((
O matko !
No nic Forest nie poddawał się i walczył o zmniejszenie kary, tłumacząc że to tylko rekreacyjnie,
ale do strażnika nic nie przemawiało,
w końcu poprzestało na tym, że zabrał Forestowi wędkę i kazał mu wybierać, straci wędkę albo 5000 tys koron,  jak myślicie co wybrał?
Więc poświęcił swoją "ukochaną" wędkę... No coż, lepsze to niż  5000 koron ;)
Po całym ty zajściu usiedliśmy sobie i prowadziliśmy rozmowy w róznych tematach,
ale najbardziej utkwiła mi anegdotka Michała z czerwonej beczki, jak opowiadał kiedy dzwoniła do niego mama i mówiła cyt:
.."Michał ja Cię bardzo proszę, nie jeździjcie w nocy jak będzie ciemno, dobrze? :))
hehehe, śmiejemy się, bo wiemy że tutaj jest wiecznie jasno, więc Michaś jak najbardziej dotrzymał słowa danego mamie ;) tak byłoo 24:00 :)


czas spać, czas się zregenerować :)

cdn. jak wstaniemy i pojedziemy dalej ;)))